niedziela, 14 lipca 2013

Za mały jest świat.... by pomieścić ten chłód.

   Muzyka
Lubiła nocne spacery, samotne nocne spacery. Lubiła ciszę i spokój. Bała się gwałtownych ruchów czy zbyt głośnych słów. Marzyła o wolności i błogości. Chciała być ptakiem, żeby móc wznieść się ponad chmury i lecieć przed siebie. Często gubiła drogę, bo jej plan nie był zbyt dokładnie spisany. Szybko łapała oddech, niekiedy się nim przyduszając. Nie lubiła pożegnań, bo tak naprawdę nigdy się nie witała. Lubiła patrzeć jak ktoś się trudzi, wtedy nabierała sił. Chodziła na treningi PGE Skry Bełchatów, bo tylko tam jej serce dostawało odrobinę ciepła. Mało mówiła, bo przecież słowami można zranić drugiego człowieka.
  Kolejny październikowy dzień kończył się słonecznie, bardziej słonecznie niż zwykle. Bełchatów topił się w słońcu. Ludzie pędzili do domów w obawie przed spóźnieniem się na autobus czy to wieczorne wiadomości.
Ja nie spieszyłem się nigdzie. To był jeden z tych dni, kiedy nie musiałem się spieszyć. Błądząc po uliczkach tak dobrze znanego mi miasta rozmyślałem o wszystkim, co mnie otacza. Nawet ogromny kamień, który leżał na środku parku przysporzył mi powodów do rozmyśleń. Czy on ma duszę? Jeśli tak, to czy czuje się samotny? Bo przecież mimo tego, jak dużo ludzi codziennie kolo niego przechodzi, nikt tak naprawdę nie przejmuje się losem jednego kamienia. A może jego też boli... boli deszcz, który kropelkami obmywa jego powierzchnię.
- Ach... dziwny jest ten dzień. Dziwniejszy niż zwykle- rzekłem sam do siebie.
Robiąc może już trzecie kółko po Bełchatowie postanowiłem wstąpić na cmentarz. Lubiłem cmentarze, szczególnie ten bełchatowski. Prawdopodobnie dlatego, że nikogo tutaj nie miałem. Ten cmentarz nie kojarzył mi się z dotkliwą śmiercią. Chadzając alejkami rozglądałem się na boki,  czytałem tabliczki, przystawałem na chwilę. Słońce powoli zachodziło. Groby łączyły się z opadającymi promieniami. Na niektórych paliły się znicze, teraz wyglądały jakby świeciły z podwójną mocą. One stawały się siatkarzami na ich własnym boisku. Reflektory zwrócone były tylko na nie.
Na cmentarzy nie było nikogo prócz mnie... prócz mnie i brunetki siedzącej w tym samym miejscu od godziny. Bynajmniej od godziny ją tutaj widziałem. Z opuszczoną głową, w bezruchu. Bez łez na policzkach, bez znicza w rękach. Pustym wzrokiem wgapiała się w swoje dłonie.
                                                                                       * * * *
Dzisiaj, dzisiaj miało być inne niż wczoraj, ale i tak będzie takie samo. Przyzwyczaiłam się do tego. Zjadłam śniadanie, umyłam się, ubrałam. Wzięłam torebkę, telefon, rękawiczki i czapkę, bo ten dzisiejszy dzień zaskoczył swą pogodą.  Włożyłam słuchawki do uszu i poszłam znowu w to samo miejsce. Na cmentarz. Usiadłam na ławce. Przeżegnałam się. Dostałam swoją ciszę - nie na długo. Przerwał mi ją kaszel- mimowolnie odwróciłam głowę w stronę chłopaka, którego widziałam tu już wczoraj. W stronę nie byle jakiego chłopaka dla większości polskich kibiców siatkówki. Obrzuciłam go lodowatym spojrzeniem i wróciłam do swojej ciszy.
                                                                                * * * *
Znów udałem się na cmentarz. Tym razem wybrałem alejkę, w której ponownie siedziała tajemnicza brunetka. Bił od niej chłód, chłód który mnie uderzył. Przeraźliwa cisza wokół niej.
Oglądając kolejny grób przystanąłem przy tym, na którym widniało zdjęcie jakiejś młodej blondynki. Miała 16 lat. Zginęła w wypadku, kochała siatkówkę. "Odeszłaś z siatkówką w sercu, będziesz wspierać ich w niebie, skarbie". Napis zapewne od rodziców wbił mi się w głowę. Życie jest cholernie nieprzewidywalne, jak wynik meczu, a może nawet bardziej. Jednego dnia jesteśmy, a drugiego możemy już nie żyć. Otrząsnąłem się, bo ciarki przechodziły całe moje ciało. Dopiero teraz zauważyłem,że koło mnie stoi dziewczyna, która jeszcze 'niedawno' siedziała trzy ławki dalej. Nic nie mówiła, ja też się nie odzywałem. Co parę oddechów wymienialiśmy się spojrzeniami. Nie patrzyła na grób, tylko na ziemię lub na mnie.
- Czemu tu stoisz?- w końcu zapytała.
- Nie wiem. A Ty, czemu tu stoisz?
- Bo chciałam wiedzieć po co stoisz przy grobie, który jest niczyj.
- Może jest trochę  zaniedbany- przyjrzałem mu się dokładniej- ale czemu niczyj?
- Na pewno nie jest Bartosza Kurka.- sprawiła, że się uśmiechnąłem, jednak ona cały czas była poważna.- Przychodzę tu od pół roku i jeszcze nikogo z jej rodziny nie spotkałam.
- Czemu nie patrzysz na grób?
- Bo nie mogę, nie mam takiego przywileju, a ty czemu patrzysz?
- Bo lubię.
- Lubisz patrzeć na nieżywe istoty, na ich miejsca spoczynku?
- Nie.. Lubię patrzeć na groby -na napisy.
- Nie rozumiem Cię.
- Ja siebie też nie - wydusiłem po dłuższym zastanowieniu, a brunetka już znikała za zakrętem.
                                                                                      * * * *
Widziałem ją tam znowu, trzeciego dnia i czwartego, i piątego. Ona nie zwracała na mnie uwagi, ale ja? Ja chciałem, żeby ona mnie zrozumiała i żebym ja zrozumiał sam siebie. Szósty dzień. Znowu tam była, a ja znów się plątałem. Po dziesięciu minutach chodzenia w kółko podszedłem do brunetki.
- Mogę usiąść?
- Jeśli sądzisz, że mój chłód nie zamrozi twojej krwi, a moje ręce nie będą szukały ukojenia w twoich... to tak, możesz. - Nawet nie podniosła głowy. Usiadłem. Jej wzrok, jak zawsze skupiony był tylko na rękach.
- To twoja rodzina?
- Tak, mój dziadek.
- Czemu nie patrzysz na jego grób?
- Nie nie chcę mu przeszkadzać, nie chcę zakłócać jego ciszy- Przysunąłem się do niej i wyciągnąłem prawą dłoń. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Pozwolisz, że nasze ręce poszukają w sobie ukojenia? - delikatnie się uśmiechnąłem.
- Czemu tu siedzisz?
- Chciałbym się dowiedzieć czemu się tak zachowujesz. Zaciekawiłaś mnie.- nie odpowiadała. Dlatego ja zająłem się czytaniem napisu na grobie jej dziadka. "Nie płaczcie po mnie. Jeśli boli Cię tak bardzo, że nie możesz powstrzymać łez, po prostu gwiżdż."
- Czy było ci kiedykolwiek tak źle, że chciałeś gwizdać?
- Było, często.
- A umiesz gwizdać?
- Umiem.
- A czy czułeś się kiedykolwiek tak samotny, że chciałeś uciekać?
- Chyba nie.- ścisnęła moją rękę mocniej.
- Nie patrzę na groby, bo sądzę, że tak robić się nie powinno. Szczególnie kiedy nie masz do zaoferowania nic ważniejszego niż kilka uwag, co do napisu czy wykonania nagrobka. To ich miejsca, ich cisza. moim zdaniem dusze potrzebują spokoju, ciszy. Nie byłbyś zły, kiedy ktoś przerywałby ci koncentrację przed meczem błahostką, że masz za dużo żelu na włosach?- zaśmiałem się, ale za chwilę pomyślałem nad tym poważnie.
- Pewnie byłbym bardzo zły. Czemu jesteś taka zimna, smutna? Czemu nie płaczesz ani się nie śmiejesz?
- Nie mam powodów do śmiechu ani do płaczu. Jestem jak skała, nieruszona niczym, śmiercią ani ślubem. Jestem samotnością chodzącą po świecie i zagarniającą uczucia. Jestem nie tą osobą, co chciałam być. Jestem zagubioną duszą z Bałaganem w środku. Jestem Marta.
- Ty wiesz kim jestem- posłałem jej uśmiech. Jestem nim z zewnątrz. W środku? - nie odkryłem swojego środka i cały czas boję się to zrobić, kusi mnie, kusi mnie moja  dusza, ale  jeśli ona nie jest taka, jaką bym chciał? Co wtedy?
- Jesteś dobrym człowiekiem. Tylko nie doceniasz ciszy- teraz to ona spojrzała na mnie i wplotła swoją rękę w moje włosy.
- A Ty czułaś się kiedykolwiek tak smutna,że chciałaś gwizdać?
- Czułam, ale nie umiem gwizdać. Więc przestałam czuć cokolwiek. Nie mam uczuć. Nie mam serca. Mam mróz. Boję się, że zamrożę i Twoje serce, więc teraz puść moją dłoń. Puść ją, bo nie chcę żebyś był niczyj.
                                                                            * * * *
Nie puściłem jej dłoni. Nie puściłem, bo może już nie mogłem. Może lód się skleił, a może ja go niszczyłem. Nie puściłem, bo nie mogłem zostawić ją niczyją. Nie stałem się niczyj, bo od tego dnia byłem już jej. Byłem jej na zawsze. Teraz jesteśmy za młodzi na śmierć, a za starzy na niemyślenie o niej. Wiem jedno, że nie puszczę jej dłoni już nigdy i będę bronił jej spokoju i  już nigdy nie będę patrzył na groby innych, bo one też pragną spokoju. Samotność? co z samotnością? Samotni są tylko Ci, których serca są zamrożone. Nasze serca nie są zimne i chłodne, bo nauczyliśmy się gwizdać z całych sił. RAZEM.

czwartek, 4 lipca 2013

You're on my mind.

Ech... zawaliłam, jak zwykle.. na całej linii.... zawaliłam. Jest mi tak cholernie głupio. Szczególnie, że ten blog miał być inny, a jak zwykle wszystko zepsułam.
 Wiecie co, napisałam nawet dawno ten rozdział z Kurkiem i nawet mi się podobał... ale oczywiście moje szczęście- przy czyszczeniu laptopa, wyparował.... 
A po tym całym Szczecinie wszystkiego mi się odechciało, znowu, jak zwykle, normalne. 

PRZEPRASZAM.

Żeby nie było, że jestem taka okrutna, macie mój stary rozdział. A ja jeśli tylko znajdę wenę i ochotę napisze o Kurku jeszcze raz. Napiszę cholera. 


Czemu żałuję niektórych dni?
Czy naprawdę postąpiłam tak źle?
O czym powinnam pamiętać i z czego mam wyciągnąć wnioski?
Może jednak powinnam zapomnieć, ale czy to nie będzie próba ucieczki? Ucieczka jest zła… bynajmniej tak mi się wydaje. Bynajmniej tak wszystkim mówimy, a sami ciągle, stale uciekamy… za granicę, do innego kraju, do innych ludzi, a może, może uciekamy w głąb siebie i chowamy się po kątach świadomości. Znikamy, bo tak jest łatwiej, przestajemy myśleć, przestajemy marzyć. Uciekamy, bo boimy się samych siebie.
Była na świecie, w pewnym kraju, w pewnym miejscu, w pewnych sercach, była taka pewna drużyna, która trenowała podobnie do innych. Trenowała, bo chciała być najlepsza, ale chyba nie wiedziała jak bardzo jest wspaniała. Jaką wspaniałą część życia tworzyli razem. Była tak nierealna, że aż realistyczna. Jedyna, magiczna… może ktoś pomyślałby, że nie ma w niej nic wyjątkowego… a jednak, Skra Bełchatów ma wyjątkowych zawodników, ma zawodników z wyjątkowo kochającymi sercami, które biją, wciąż razem, które milczą razem i które osobno są tylko procentami w wielkim świecie.
Każdy z zawodników jest inny. Każdy na swój sposób cierpi, kocha, pomaga, obserwuje, każdy ma swój charakter. Ich drużyna… to było coś… Nie brakowało im humoru ani mobilizacji, nie brakowało pomocy, nigdy nie zabrakło czasu dla innych. Sezon powoli dobiegał końca. Każdy z nich myślał czego w tym sezonie dokonał, a czego nie i co będzie robił dalej, czego by chciał, jak na to zapracować. Mimo że wszystko szybko pędziło do przodu oni mieli czas dla innych. Zawsze starali się pomagać, zawsze byli z ludźmi blisko. Teraz dostali propozycje, której nie mogli odrzucić. Zostali poproszeni o przyjazd do zakładu karnego w Katowicach.
Wybrali się tam… całą drużyną.. Nikt nie odmówił wizyty, czemu? – chyba wiedzieli, że to normalni ludzie, którzy w życiu zabłądzili, którzy nie umieli znaleźć odpowiedniej drogi, może nie mieli wystarczająco dużo siły. Wiadomo było, że nie dopuszczą do styczności z groźnymi bandytami, ale myślę, że nie odmówiliby im zamienienia dwóch słów. Wszystko przebiegało w normalnej atmosferze. Twarze tych ludzi były przejmujące. Widać było cierpienie, widać że może zaczynali rozumieć swój błąd. Zamieniałem z nimi parę słów, słuchałem co chcą mi powiedzieć. Większość z nich kibicowała nam od dawna. Zaintrygował mnie jeden człowiek, który przyglądał się mi, a w ręce trzymał malutką karteczkę. Chciał ze mną porozmawiać- zgodziłem się.
-Panie Mariuszu. Wiem, że jestem w Pana oczach przestępcą, ale mam ogromną prośbę, bo widzi Pan. Moja córka leży w szpitalu, jest chora na raka. Ostatni raz kiedy ją widziałem, mówiła mi jak bardzo marzy, żeby pana spotkać. Ma siedem lat… Czy mógłby Pan chociaż wysłać jej swój autograf?- słuchałem człowieka w średnim wieku i analizowałem jego słowa.
-Wie Pan w jakim szpitalu leży córka?
- Tak, ale..
-A czy wyraziłby Pan zgodzę, żebym odwiedził córkę?
-Zrobiłby to Pan? Chyba oszalałaby ze szczęścia! A ja pomógłbym spełnić jej marzenie…
-Oczywiście.. Z miłą chęcią ją odwiedzę. – mężczyzna dał mi adres i dane, a ja czułem, że muszę to zrobić. Muszę odwiedzić to dziecko.
Nie czekałem długo. Następnego dnia poszedłem do szpitala. Lekarz zaprowadził mnie do sali dziecka, był zdziwiony. Obiecał, że zaraz zadzwoni po matkę.
-Cześć, mogę?- dziewczynka otworzyła buzię ze zdziwienia- jestem Mariusz, a ty pewnie jesteś Zuzia?
-Tak, ale co Pan tu robi? Twój tata chciał żebym cię odwiedził. Moi koledzy z klubu przesyłają Ci dużo uścisków i kilka prezentów- uśmiechnąłem się. Porozmawialiśmy dłuższą chwilę, kiedy przyszła jej rodzicielka, była równie zdziwiona i szczęśliwa, co córka. Po dwóch, może trzech godzinach, opuściłem salę i poszedłem porozmawiać z matką Zuzi. Opowiedziała mi o ich rodzinie, o tym że mąż siedzi w więzieniu za kradzież leków, nie było ich stać na leczenie dziecka, a on nie chciał dać córce umrzeć. Ludzie w takim cierpieniu, tracą zmysły…
-Dziękuję, że Pan przyszedł. Spełniło się jej marzenie. Ona mówi, że umarłaby za was, umarłaby, ale za waszą całość.
- Odwiedzę ją jeszcze. Jeśli Pani potrzebuje pomocy finansowej, to niech Pani pamięta, że my możemy pomóc.
-Macie złote serca. Bóg zesłał nam Was z Nieba.
Postanowiliśmy przekazywać fundusze na leczenie Zuzi. Postanowiliśmy pomagać razem, wszyscy, cały skład… kto wie czy nie ostatni raz, w takim składzie. Między ostatnimi meczami, siedzieliśmy w salce konferencyjnej. Przemyśliwaliśmy i omawialiśmy wszelkie trudności, problemy… transfery. Postanowiłem przeczytać list, który dostaliśmy od małej Zuzi przy wszystkich. Był długi, to prawda… ale najbardziej ujął mnie jej opis naszych postaci.
„**Michał Winiarski- Niesamowity człowiek, niesamowity… gra zawsze, mimo wszystko, gra i chce grać. Powiedział jedno zdanie i zdobył mnie, kibica, swoją wyjątkowością: kontuzja nie zaprzepaści mi wszystkiego, na co pracowałem całe życie. Kocha swoją rodzinę, kocha ją jak każdy, ale jego miłość jest wyjątkowa.
Michał Bąkiewicz- Twierdza myśli, twierdza wiary, twierdza naszej drużyny. Ma zawsze czas dla kibiców, zapamiętuje ich twarze i dba o nich, bo też należą do jego życia i robi z was tak każdy, ale on… on robi to sposobem wyjątkowym. Nigdy nie gwiazdorzy, taki normalny, prawdziwy, kochany Bąku. Szanujący to co robi, szanujący swoją pozycję, ludzi. Szanujący i kochający nadzwyczajnie.
Karol Kłos- Trafiła kosa na Karola Kłosa, strona która uświadamia ludziom jak ważny jest w życiu śmiech, która poprawia humor, a którego założyciel jest wyjątkowo zabawny, może trochę niedoceniony, ale wspaniały siatkarz, który kiedy trzeba, potrafi serwami ‚dobić’ Resovie.
Konstantin Cupkovic- wulkan energii, którego trzeba przytulać, który daje wtedy siłę, dlatego Alek tak często go tuli! Z przypadkowej znajomości zrobił genialną przyjaźń, która rozdzielona jest nic nie warta, bo tylko razem tworzą duet doskonały, a z całą drużyną, są niepokonani.
Aleksandar Atanasijevic- Młody, bardzo zdolny gracz, genialny, dobry, uśmiechnięty Pan loczek. Dał nam wiele, dał nam bardzo wiele w meczach z Resovią.
Wytze Kooistra- Na początku sezonu miał genialną formę, która na koniec powraca. Świetnie gra z Małym, jest genialny, jak każdy z was, genialny na swój sposób.
Dante Boninfante- kolejny genialny w całym składzie, kiedy wchodzi na boisko wie, że nie może popełnić błędu, ale przecież błędy się zdarzają, a Aleks i Cupko na pewno mu wybaczą i go pocieszą.
Paweł Zatorski- Drugi najlepszy libero w Polsce, zaraz bo Ignaczaku. Wyjątkowo rozrywkowy i miły człowiek. Może i nie ma strony jak Karol, ale na pewno ma dużo czasu dla innych. Zawsze.
Paweł Woicki- mały, wielki człowiek. Wojownik niczym gladiator, waleczny, cieszy się z każdego zdobytego punktu jak z wygranej, punkt dla przeciwnika sprawia, że Mały cierpi, ale walczy dalej. Jest wyjątkowy.
Daniel Pliński- Może i ma cięty język, może i mówi za dużo, ale to jego za dużo, daje bardzo dużo mobilizacji i walki. Jest wyjątkowy, wyjątkowo blokuje, wyjątkowo się cieszy. 
Mariusz Wlazły- Klasa sama w sobie, nie da się go ot tak opisać. Może i ma mniej udany sezon, ale to nie zmienia jego wartości. Chciałabym, żeby został w Skrze… jest genialnym atakującym, jest jednym, z najlepszych siatkarzy na świecie, a może i najlepszym? Należy mu się miejsce w Skrze, chociaż z czystego szacunku… bo jeśli ktoś na Wlazłego, to ma mistrzostwo. Jest cenniejszy niż wygrana w totka.**
 Razem, tylko razem tworzycie wspaniałą całość. Wszyscy, wszyscy, wszyscy razem, jesteście niesamowici… zostańcie razem, żeby moje serce mogło bić.”
Jednak oni… oni musieli się rozstać. Przestali być jedną wielką drużyną. Przestali być razem, ale klub PGE Skra Bełchatów… zawsze będzie miał w sobie coś wyjątkowego… jednak może to nie teraz, nie teraz jesteśmy wstanie to dostrzec.
Co z dzieckiem… Kiedy rozległ się pierwszy gwizdek, oznajmiający nowy sezon, nową grę  w zupełnie innym składzie… w tej samej sekundzie zmarła na stole operacyjnym… zmarła przy transplantacji serduszka… jej serce zostało SKRAdzione.