piątek, 31 maja 2013

4. „Rodzinę kocha się w każdym miejscu i o każdej porze”

Na przedsmak wstawię wam moje opowiadanie konkursowe. Nic nie zdobyłam, ale mówi się trudno 
;<.
Jeśli mi się uda, to jutro czekajcie na rozdział o z Bartkiem Kurkiem :) 

Temat 3. "Człowiek nastawiony konsumpcyjnie gubi pełny wymiar swojego człowieczeństwa, gubi poczucie głębszego sensu życia. Taki więc kierunek postępu zabija w człowieku to,
co najgłębiej i najistotniej ludzkie." (Jan Paweł II).
Powyższe słowa uczyń przedmiotem swoich rozważań na temat niszczącego wpływu
konsumpcjonizmu na życie współczesnej rodziny.

„Rodzinę kocha się w każdym miejscu i o każdej porze”

Czy życie współczesnej rodziny może zostać zniszczone przez konsumpcjonizm? Po głębokich zastanowieniach na temat przyczyn i skutków dążenia do pełnego szczęścia – dla konsumpcjonistów osiągnięcia bogactwa, władzy czy piękna- stwierdziłam , że może stać się to powszechnym problemem. Rodziny coraz częściej żyją w biegu, przestają widzieć piękno wspólnie spędzonych chwil. Dla nich codzienność nie jest zbyt ubarwiona, zazwyczaj opiera się na podstawie szybkiego załatwiania każdej sprawy. Ludzie nie mają czasu zatrzymać się, pomyśleć o tym co najważniejsze, pobyć dłuższy czas z najbliższymi. Nie myślą o tym, że w mgnieniu oka mogą stracić kogoś bardzo ważnego.
Współczesny styl życia może się nam wydawać normalny, ale w rzeczywistości wcale taki nie jest. Część społeczeństwa ogarnięta potęgą pieniądza lub szałem konsumpcjonizmu zapomina o podstawowych wartościach życia. Wewnątrz człowieka toczy się bitwa między dobrem, a złem, która nigdy nie zakończy się remisem. Moim zdaniem obecny pośpiech nie jest odpowiednikiem przykładnego życia, to tylko akustyczna fala zawirowań.
Za tempem, jakie zarzucił nam obecny świat, trudno jest nadążyć i to nie tylko przez to, że starsi ludzie mają kłopot z telefonami, na przykład nie mają, jak dodzwonić się do rodziny czy na pogotowie w razie wypadku, bo telefony stacjonarne są już rzadkością, a komórkowe mają zbyt trudną konstrukcję. Starzejące się społeczeństwo po prostu nie chce zmian, nie chce lub nie może nadążyć za postępem błękitnej planety
Obecnie nasz świat to wyścig szczurów. Świetnie oddaje tę myśl cytat z filmu Jerry'ego Zuckera „Rat Race”: „Wyścigi zwierząt, które myślą, planują, łżą, oszukują i robią świństwa.” Moim zdaniem właśnie tak wygląda nasza ziemia z każdej strony, coraz rzadziej spotykamy ludzi, którzy są pomocni, mają dobre serca i robią wszystko, by pomóc innym w zamian za... szczery uśmiech. Nie potrzebują czeków na miliardy dolarów, nowych samochodów, czy ekskluzywnych mieszkań. Takich osób jest coraz mniej, ale jednak są i za to możemy dziękować Bogu, że zesłał na światy takich od których powinniśmy się uczyć. Konsumpcyjność wzrasta z dnia na dzień. Przedstawione wcześniej negatywne postawy są niegodne jakiegokolwiek zauważenia, ale to wszystko nie jest takie proste. Życie z Bogiem, z rodziną – najważniejsze aspekty ludzkiego istnienia. Jednak w naszych czasach, żeby mieć rodzinę, trzeba mieć fundusze. Pieniądze często bywają przyczyną wielu kłopotów i zagrożeń dla zwyczajnej rodziny, ale są nam potrzebne, bo bez pieniędzy nie będzie jedzenia, nie będzie ciepłego schronienia. To dzięki zarobkom możemy pozwolić, żeby obecnie żyjące dzieci się rozwijały, ale to i przez nie możemy sprawić, że dzieci te będą się nienawidziły. Życie z Bogiem jest najważniejsze, bo Bóg dał nam ogromny dar, jakim jest życie, miłość, rodzina. Przez Chrystusa pokazał, jak powinniśmy funkcjonować, jednak muszę przypomnieć po raz kolejny, że do tego też potrzebne są pieniądze.
Co tymi słowami chciał nam przekazać Papież? Myślę, że chciał nam dać przesłanie, jak powinna żyć rodzina. Te dzisiejsze dobra, nowinki techniczne i tym podobne nie muszą wcale okazać się potrzebne i pożyteczne. Kroki ku nowoczesności są pożyteczne, ale i niszczące, bo pęd za lepszym jutrem nie musi być najlepszą drogą.
Kilkadziesiąt, kilkaset lat temu rodzina opierała się na miłości, na wspólnym życiu, wspólnym dorobku i wierze w Boga. Dowodem wiary nie było chodzenie do Kościoła, ale przede wszystkim szczęśliwa i kochająca się rodzina. Często spotykano się z tym, że familia była liczna. Uważam, że najważniejszym zadaniem na tamte czasy było wychowanie pociech na godne, dobre, kochające i rodzinne osoby.
Dzisiaj rodzice przez brak czasu, przez postęp technologiczny, do swoich dzieci przysyłają nianie. Kupują swoim milusińskim miliony zabawek, wiele elektronicznych sprzętów, by zagłuszyć wyrzuty sumienia, by wynagrodzić dzieciom brak czasu, miłości, brak rodziny. To nie da im poczucia bezpieczeństwa, odpowiedzialności i wartości, nie pokaże, że rodzina jest najważniejsza. Jedynym skutkiem, jakiego możemy się po takich zachowaniach spodziewać jest chęć manipulowania ludźmi, zdobycia świata i pieniędzy za wszelką cenę. Uczyni to z dzieci małych konsumpcjonistów. Zamiast dawać innym, będą wymagać i dostawać. Życie rodzinne oprze się wtedy na zaspokajaniu zachcianek maluchów i dorosłych. Stabilizacja może się niebezpiecznie pochylić i familia nie będzie widziała granicy między dobrem, a złem.
W obecnych czasach przez niewłaściwe zachowania, przez to, co dzieje się z ludźmi, coraz częściej widujemy problem uzależnienia alkoholowego, narkotykowego, hazardowego czy nikotynowego. Widzimy, że świat pędzi do samodestrukcji, w dużym stopniu z powodu konsumpcjonizmu. Dobrym przykładem, na którym można pokazać jak ludzie reagują na siebie wzajemnie, jest postać Johna Coffy'ego filmu „Zielona mila”, w reżyserii Frank'a Darabonta. Niezwykle wzruszające są jego słowa: „Jestem zmęczony, szefie. Zmęczony wędrówką, samotnie jak jaskółka w deszczu. Zmęczony tym, że nigdy nie miałem przyjaciela, żeby powiedział mi skąd, gdzie i dlaczego idziemy. Głównie zmęczony tym, jacy ludzie są dla siebie. Zmęczony jestem bólem na świecie, który czuję i słyszę... Codziennie... Za dużo tego. To tak, jakbym miał w głowie kawałki szkła. Przez cały czas” - Społeczeństwu, rodzinie brakuje wzajemnej empatii, wyrozumiałości czy też najzwyklejszych dobrych postaw. Coraz trudniej jest znaleźć przyjaciela, który nam pomoże, będzie z nami na dobre i złe. Możemy się natknąć na osoby, które będą chciały z nami być tylko ze względu na nasz wygląd, dochód finansowy czy sławę.
Papież uważał, że pęd na świecie i poszanowanie dla konsumpcjonizmu jest powodem wielu depresji. Czy miał rację? Moim zdaniem tak, wiele jest w jego słowach prawdy. Niejedna rodzina może zostać zniszczona właśnie z tego powodu. Kiedy rodzice męczą się z ziemskimi kłopotami ich dzieci także się przejmują, czują niepokój. W depresję można popaść z różnych powodów i w różnym wieku, nie ma reguły, że na chorobę tą zapadają tylko dorośli ludzie. W teraźniejszości grozi to też nastolatkom, czy starszym osobom. Na problemach jednego członka rodziny mogą ucierpieć wszyscy, gdyż są oni powiązani ogromnym uczuciem. Pomyśleć, że wszystkie piękne chwile mogą zniknąć między innymi z powodu konsumpcjonizmu. Wydawać by się mogło, że rodzina jest niezniszczalna, jednak przy kłopotach dzisiejszego świata, typu uzależnieniach lub sprawach finansowych familia może przegrać i to konsumpcjonizm będzie cieszył się z wygranej.
Przy wymaganiach współczesnego świata jest trudno wytrwać. Trudno jest być sobą, żyć zgodnie z Bogiem.
Podsumowując, Papież dał nam swoje słowa, abyśmy nauczyli się żyć od nowa, Pewnie niewielu się to uda, bo porwie go alegoryczny wiatr szepcący: „Pieniądze są dobre, rodzina jest nieważna. Laptopy, komórki, narkotyki, alkohol uspokoją Cię, rodzina jedynie podburzy Twoją stabilizację”. Nie warto ufać takiemu poglądowi. Zawsze, w każdym miejscu najważniejsza jest rodzina, bliscy i Bóg, bo to oni są nam najczęściej potrzebni, a my im. To oni wyciągną pomocną dłoń, a Ty będziesz ich kochać. To wystarczy. Miłość jest bezwarunkowa, konsumpcjonizm nie. Założenie rodziny wiąże się z obowiązkami i dawaniem od siebie tego, co najlepsze. Dawać jest lepiej niż otrzymywać. Życie nie jest wieczne, a to jakim człowiekiem się okażesz tutaj i jakimi głoskami zapiszesz swoją doczesność, zwróci się ku Tobie na końcu czasów. 

niedziela, 12 maja 2013

"[...] teraz nie mogę się już nawet na niego zezłościć"


Coś się kończy, żeby coś innego mogło się zacząć, ale kiedy kończy się jedna przyjaźń tak łatwo nawiązać nam nową? To trudne zadanie, nie jest łatwo pozbyć się z głowy tej drugiej osoby. Skoro tylko z nią nasze życie miało sens, mieliśmy tyle wspólnych planów, sądziliśmy, że jest to więź na całe życie. Coś jednak nie wyszło. Przestało być już tak genialnie. Przestaliśmy być braćmi.
Tyle czasu poświęciłem naszej przyjaźni. Tyle słów wydusiłem z ciebie, kiedy nie chciałeś mi nic powiedzieć. Tyle gestów przemilczałem, bo bałem się samotności. Z tyloma myślami się spotkałem mówiąc „żegnaj”, żeby teraz nie móc wymówić twojego imienia. Musiało być tak pięknie i gładko, żebym teraz nie zwracał na ciebie uwagi. Staliśmy się braćmi tak mocno, że aby przestać się szanować musieliśmy się znienawidzić. Nie chciałem wypuścić Cię z rąk, a ty sam się wyrwałeś. Wyleciałeś jak młode pisklę z gniazda. Ja bałem się, że upadniesz i się połamiesz, jak matka. Jednak dałeś sobie radę i pokazałeś mi, że dorosłeś na tyle, żeby mnie zostawić samego.

Za niektórych ludzi każdy jest w stanie oddać życie. Przecież bez niektórych nie warto żyć.

Zawsze szukałem wrażeń, nie miałem swojego miejsca, starałem się dbać o to, co kocham. Tylko czy ja kochałem? Można powiedzieć, że jedynie opierałem na tym swoje myśli, bo skoro najlepszego przyjaciela nazywam draniem i nie mogę spojrzeć mu w oczy, to znaczy, że nie dorosłem. Nadal jestem gówniarzem. W takim razie czemu moja narzeczona ufa takiemu gówniarzowi? Czemu chce ze mną być, spędzić resztę swoich dni, jeśli nie szanuję ludzi… Przecież kiedyś mogłem wskoczyć za nimi w ogień. Oni byli braćmi i autorytetami, dziś są tylko wspomnieniem. Sam nie wiem co się stało, czy wina leży tylko po jednej stronie. Przecież mogłem się pomylić, mogłem zrobić coś nie tak… Michał przestał odzywać się z dnia na dzień. Ja po tym co usłyszałem, nie miałem już wątpliwości, to był koniec.
Za tydzień jadę do Spały. Będę musiał spotkać się z chłopakami i z nim… z moim byłym przyjacieleem. To brzmi nietaktownie, bo przyjaźń nie może skończyć się z dnia na dzień, jeśli była prawdziwa. Widocznie ta nasza nie była, mimio tego, że traktowałem go jak rodzinę, kochałem jak brata, był moim oparciem, otuchą, moim życiem. Może to tylko złudzenie… optyczne lub przesłonięta mgłą droga. Chciałbym wiedzieć jak sobie radzi… mój ‚mały bohater’. Mógłbym spytać, zadzwonić, wyciągnąć dłoń. Wysłuchać, nawet się rozpłakać…. Nie zrobię tego. Moja dumna nie da mi się zniżyć.

W życiu bywa tak, że płaczemy kiedy coś się kończy, bo nie umiemy w to uwierzyć. Koniec jest nierealny, ale wszystko się kończy. Ludzie rodzą się, żeby umrzeć. Kwiatki wzrastają, by uschnąć. Zabawki są produkowane aby na końcu i tak się zepsuć. Najgorsze, najmniej spodziewane i zadające największy ból: ludzie przychodzą, żeby odejść. Dziwne? Niestety chyba dosyć prawdziwe, żeby w to uwierzyć.  Nie umiemy cieszyć się tym co było, nie potrafimy przyjąć myśli, że nasze wspomnienia, wspomnieniami pozostaną, bo nigdy już nie wrócą dawne lata. Niełatwe jest uśmiechnięcie się i pomyślenie „to, co przeżyłam/em było piękne, dlatego teraz będę szczęśliwy”. Częściej sądzimy, że lepiej płakać i cierpieć, że ktoś/coś nas opuszcza.
 Są takie osoby , z którymi jedna spędzona chwila sprawia więcej radości , niż dziesięć z innymi.
Minęło parę dni. Spakowałem swoje rzeczy. Pożegnałem się z dziewczyną. Wsiadłem do samochodu. Nie wiedziałem czy się cieszyć, czy płakać. Jechałem tam nie tylko po to, żeby zagrać, spotkać się z Andreą, przygotować się do sezonu. Jechałem tam po to, żeby spotkać się ze starym przyjacielem. Całą drogę myślałem jak mam się zachować, czy nadal pozostać obojętnym… Może jednak pokazać mu, że za nim tęsknię, ale jeśli on nie tęskni za mną? To było trudniejsze niż mi się wydawało.
Niecałe dwadzieścia kilometrów do Spały. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wstukałem tak dobrze znany mi numer. Choćbym bardzo chciał, nie umiałem go zapomnieć. Trzy sygnały, głęboki oddech. Odebrał.
  • Cześć… jesteś już w ośrodku?
  • Tak…- jego głos zadrżał, był niepewny i zaskoczony.
  • Powiedz, że będę za jakieś piętnaście minut. Jestem w Komorowie.
  • Dobrze, coś jeszcze?
  • Muszę Ci coś powiedzieć…
  • Słucham?
Michał nie wypowiedział już ani jednego słowa… Siatkarz nie usłyszał już słów, lecz jego krzyk, pisk opon, grzmot, pęknięcie szkła. Tylko głuchy sygnał oznajmił, że już ‚ po wszystkim’. Nic nie dało wołanie, przeklinanie. Michał już nie odpowiedział.
Przerażony wybiegłem z ośrodka. Odpaliłem samochód i pojechałem w miejsce, o którym wspomniał Kubiak. Serce biło mi jak młot. Kiedy dotarłem, była już karetka i policja. Dwa auta, w tym jedno… mojego przyjaciela. Zakrwawiony kierowca czarnego Reno i Kubiak. Podbiegłem, oddychał nerwowo, mrużył oczyma.
  • Zbysiu!- wykrzyknął moje imię sprawiając sobie ogromny ból.
  • Jestem tu. Nie ruszę się stąd. – ścisnąłem jego dłoń.
  • Proszę się odsunąć! – lekarz odepchnął mnie.
  • Jadę z wami! – nie myśląc wskoczyłem do karetki.
  • Zbyszek…  Nie płacz, proszę nie płacz. Ja chciałem… Cię przeprosić.- wypowiadanie się było męczące, jednak robił to dalej- Chcę Cię odzyskać. Chcę wiedzieć czemu.
  • Miśku, to ja przepraszam. Też nie wiem czemu. Zanim odszedłem… Podsłuchałem twojej rozmowy z Michałem. Słyszałem jak mówisz, że najdroższa Ci osoba nie jest już ważna. Pomyślałem, że chodzi o mnie. Miałem rację, prawda? Nie umiałem się z tym pogodzić, dlatego odszedłem.
  • To nie tak… Mówiłem mu o swoim ojcu.. Pokłóciliśmy się, byłem zły…. Zibi… ja następnego dnia podsłuchałem, jak mówisz prezesowi, że ty już nie chcesz ze mną grać, że mnie nienawidzisz… Tak cholernie się zdenerwowałem. Tak bardzo mnie to zabolało.
  • Jedno wielkie nieporozumienie…. mamy nauczkę, żeby nie podsłuchiwać- zaśmiałem się delikatnie.
  • Czy… czy my będziemy…. jeszcze.. przyjaciółmi?- Michał ze łzami w oczach uścisnął moją rękę jeszcze mocniej.
  • Nigdy nie przestaliśmy nimi być… to, że nam nie wyszło, że przez jakiś czas było źle… Nie oznacza, że nie tęskniłem, że przestałeś być moim bratem. Przepraszam.
  •  Teraz już możesz płakać. Płaczmy zanim się to skończy, zanim odejdę. Płaczmy. Zbigniewie… Nie dam rady, przepraszam. Kocham Cię bracie. Na zawsze… mój przyjaciel. 
    Czyjś czas się kończy, by czyjś musiał się zacząć, ci co chcą dużo często dwa razy tracą. Cisza przed burzą oznacza wielkie zmiany, ludzie odchodzą, wtedy ich doceniamy.

Rok później.
Stoję nad jego grobem, w ręku trzymam małą różę. Czytam miliony razy ten sam napis: ” Przyjaciel na zawsze”. Łza spływa mi po policzku, bo czuję, że straciłem go na zawsze i nie mogę darować sobie, że nie naprawiliśmy błędu od razu. Nie daliśmy sobie dojść do słowa, do porozumienia. Moja duma była ważniejsza, a teraz nienawidzę siebie, bo nikt mi nie odda mojego przyjaciela. Był wspaniały w tym co robił. Siatkówka – jego druga kobieta. Pierwsza myśl po obudzeniu się i ostatnia na koniec dnia.  Bycie przyjacielem? Chyba nikt nie zrobiłby tego lepiej. Znał mnie na wylot, a mimo to go zaskakiwałem. Zawsze mówił, że dlatego warto żyć, żeby nasi przyjaciele jeszcze nas zaskakiwali. Był moim darem z nieba, a teraz nie mogę się już nawet na niego zezłościć.
--- 
Ze względu na to, że mam więcej czasu rozdział jest dzisiaj, następny może za tydzień :) 

sobota, 11 maja 2013

"Odwracam się i patrzę na drogę"


Jak może czuć się rodzić, który stracił własne dziecko?- jak potwór. Czy może jeszcze kiedykolwiek uśmiechnąć się z miłością w sercu?- to niestwierdzone. Czy może podnieść się po tak ciężkim upadku? – może o ile będzie chciał się podnieść i będzie miał wystarczająco dużo sił.

Nikt nie chce przeżyć własnego dziecka nikt, a on to zrobił. On musiał patrzeć jak jego syn umierał po ciężkim wypadku. On był obok. On przeżył, a jego synek zmarł, wyleciał mu z rąk niczym liść na jesiennym wietrze. Nikt nie wie czemu.. dlaczego akurat ich rodzina, dlaczego jego synek, a nie on?- to pytanie tak często sobie stawiał. Kiedy wstawał, kiedy pił kawę, jadł obiad, mył ręce, trenował i kiedy kład się spać. Pytał Boga czemu stracił syna… On jednak nie odpowiadał na żadne wołania- jak w wierszu Barańczaka. A przecież ojciec małego blondynka musiał usłyszeć głos Boga. Musiał, żeby obudzić się w ten jeszcze jeden świt, by przeżyć ten jeszcze jeden dzień i aby przespać tę jeszcze jedną noc.
Odwracam się
I patrzę na drogę
Lecz tylko noc
I nie ma nikogo„
Bał się samotności, bał się ciemności, lubił grać w piłkę, choć i siatkarzem byłby wspaniałym. Mógł zostać kim tylko by chciał, nigdy nie byłbym na tyle wstrętny, żeby kazać mu robić coś, co nie sprawiało mu przyjemności… bo przecież ja robiłem to, co kochałem.
Miał jednego, wspaniałego przyjaciela- Arka, który na szczęście nie rozumie jeszcze słowa śmierć. Dla niego mój kochany synek pojechał z ciocią na wycieczkę, na co Aruś tylko tupnął nogą, był obrażony, że nie zabrali go ze sobą. Chciałbym wierzyć, że Oliwier pojechał z ciocią Zosią na wędrówkę i niedługo wróci. Uściska mnie i powie jak bardzo tęsknił… szkoda tylko, że on już nigdy nie postawi swojego małego, ubrudzonego jesiennym błotem bucika na karmelowych panelach, podłogi naszego domu. Szkoda, że już nigdy Dagmara nie będzie mi ‚truła’, żebym wrócił do domu, bo Oli i ona tęsknią. Tak bardzo mi przykro, że mój syn nie żyje… i tylko list leżący na stole od dwóch tygodni został moją najważniejszą pamiątką sprzed wypadku.
Pisze w nim jak bardzo się cieszy, że już wracamy po meczu. Gratuluje mi wygranej i opowiada co będziemy robić, kiedy wrócę. Otóż „na pewno pojedziemy do parku linowego, zabierzemy mamusię do SPA, bo chciała odpocząć i spędzimy męski tydzień we dwoje”- tylko nie dojechaliśmy do parku, nie spędziliśmy razem tygodnia, a zaledwie dwa dni. Mamusia nie odpoczęła na tyle, żeby zmierzyć się z jego śmiercią… a jednak odszedł.
Nie ma ciebie
Nie ma ciebie”
5 miesięcy później.
  • Michał, wiem, że to co się stało… jest jakąś jedną wielką pomyłką, ale musisz być silny, musisz dla Dagmary, dla nas, dla Oliwka. Musisz być silny!- przyjaciel klepał mnie po plecach.
  • Nie rozumiesz. Mariusz nie zrozumiesz, bo ty masz swoje dziecko obok, ono nadal żyje i jest przy tobie! Obyś nigdy go nie stracił. Spędzaj z nim dużo czasu, nie zmarnuj ani sekundy, bo może przyjść taki dzień, że będziesz mógł tylko płakać.
  • Staram się zrozumieć, wiem, że to boli, ale zrób to dla Oliwiera. On na pewno da ci znak i siłę. Pogódź się z jego śmiercią…. napisz do niego list. Będzie wam lepiej, tylko nie poddawajcie się, bo Oliwier by tego nie chciał.
Postanowiłem posłuchać rady Mariusza. On był kapitanem drużyny, był moim przyjacielem. Często umiał mi pomóc, bynajmniej zawsze się starał. Od razu po powrocie do domu usiadłem w kącie i … zacząłem pisać.
Drogi Oliwierze
To ja, twój tatuś… mam nadzieję, że nadal mnie kochasz… że nie jesteś na mnie zły… za to, że nie zdążyłem skręcić, że ta ciężarówka wpadła na nas jak torpeda. Tak trudno jest mi wybaczyć temu kierowcy, wybaczyć samemu sobie, bo przecież… mogłem zareagować, mogłem Cię uratować. Synku… mogłeś żyć.
Tak bardzo mi Cię brakuje, tak bardzo Cię przepraszam za to, że nie miałem dla Ciebie zbyt dużo czasu, za to że odchodziłem w nocy, kiedy spałeś, żeby nie musieć się z Tobą żegnać.
Nie wiem co mogę teraz, tutaj napisać, bo przecież bez żadnych słów mógłbym udowodnić, że wciąż Cię kocham… Tylko powiedz… tylko pokaż co mam zrobić? Jak mam dalej żyć.. Synku prowadź mnie, bo mogę zabłądzić, a przecież Ty tak dobrze orientowałeś się w terenie. Synku bądź, bo nie czuję już nic, gdy wiem, że nie ma Cię.
Chciałbym Ci coś wysłać, ale nie wiem jaki jest kod na poczcie w Niebie.
Synku, syneczku, synusiu…. kochamy Cię.
Twoi rodzice
Michał i Dagmara”
Magiczny plac
Tysięcy świeczek
Czuję twój wzrok
Na swoich plecach
Odwracam się”
Zaniosłem list na jego grób, położyłem i przyklęknąłem. Zamknąłem oczy i poczułem, jakby był obok. Łapał mnie za rękę… czułem, że tu jest. Nagle zerwał się silniejszy wiatr, a ja poczułem uderzenie piłką w rękę. Natychmiast otworzyłem oczy i wstałem. Koło mnie stał malutki chłopczyk, który trzymał piłkę do siatkówki.
  • Mamio, Mamio! Ale ten Pan jest duuuzii!
  • Przepraszam bardzo!- zdyszana matka biegła za małym brunetem- przepraszam, ale Kuba nie rozstaje się z tą piłką i musiał wziąć ją nawet tutaj- na jej twarzy widać było zażenowanie.
  • Nic się nie stało. Tylko niech Pani na niego uważa, takiego malucha łatwo stracić z oczu.
  • Plosie Pana, zaglamy lazem kiedyś w siatkiówkę? Pan gla w siatkiówkę, plawda? Poceka Pan na mnie?
  • Poczekam- pogłaskałem malucha po głowie. Obróciłem się, a na grobie nie było już listu, zniknął… zabrał go.
Minął rok. Już wiem, co mój syn chciał mi przekazać. Chciał żebym dalej grał w siatkówkę i żebym wychował jego brata na wspaniałego człowieka. Niedawno urodził nam się  drugi syn… Panie pielęgniarki nazywały go Kuba, bo przypominał im jednego z noworodków, który kiedyś się tu narodził.
I to właśnie było imię dla mojego drugiego syna. Brata mojego skarbu- Oliwiera Winiarskiego.

piątek, 10 maja 2013

Nie jestem idealna, ale dla was... chciałabym się taka stać.

Mam nadzieję, że jeśli tutaj zajrzycie, to już zostaniecie.  Chciałabym was oczarować i związać! Oczywiście w żartach. Uprzedzam od razu, że nie mam takiego talentu, jak @elskrzat i trudno mnie do niej porównać. Oczywiście mam nadzieję, że sama autorka, wspaniałych opowiadań będzie tutaj wpadać. 
Jak na razie muszę przenieść kilka rozdziałów tutaj, więc może ktoś je już czytał- za to przepraszam, jeśli nie, to serdecznie zachęcam!
Z góry dziękuję wam za poświęcenie swojego czasu i pozdrawiam. :)