środa, 21 sierpnia 2013

To, co jest ważne kiedy idziesz nie przestanie być ważne, kiedy będziesz biegł.



Bicie serce nie jest bolesne. Bicie serca uspokaja, wycisza. Czuć bicie serca bliskiej osoby, to jakby zapewnienie jej długiego życia. Bicie serce spowalnia, serce musi się zatrzymać. Tylko kiedy to serce bije tak szybko zaczynasz się bać, że może coś jest nie tak, że czas za szybko płynie.Boisz się, że zaraz zniknie, bo czas umyka ci przez palce.
Kiedy serce bije nierówno obawa wzrasta jeszcze bardziej, bo nie możesz wtedy nic powiedzieć, a wiesz że to nie jest normalne.
Wolne bicie serca irytuje, bo może ona bija za WOLNO. Może potrzebuje energii i życia.
Mówiąc, że bicie serca nie boli... skłamałam boli, jak cholera. Szczególnie kiedy twoje serce jest poszarpane, zakrwawione, strupy nie mają czasu się zagoić, bo rozdrapują je inni ludzie. Tak naprawdę najczęściej rozdrapujemy je sami.
Lubimy słuchać bicia serca, bo chcemy mieć pewność, że nikt nie zabierze nam danego serca.

 Sportowcy i ich serca są trochę inni. Może mniej, a może bardziej zagubieni. Kochać serce sportowca, to czuć i być, kiedy inni odchodzą. Czuć bicie serca sportowca, to marzyć i podążać za nim.

 Leżałam oparta o jego klatkę piersiową. Mój przyjaciel Andrzej Wrona własnie teraz próbowała zasnąć. Jego serce nie było spokojne, tylko łomotało niczym muzyka w horrorze, w momencie zbliżania się śmierci głównego bohatera. Po ciężkim dla niego dniu położyliśmy się spać. On... spać nie mógł, bo przeraźliwy ból w kolanie przerywał mu każdą próbę. Zaciskał zęby. Mocno je zaciskał. Dłonie wędrowały jeszcze głębiej pod poduszkę. Próbował ukryć swój ból. Nie chciał mi go pokazać. Sama nie wiem czy się bał, czy jednak nie chciał mnie denerwować. Może wydaję mu się głupia albo on głupio udaje. Przecież wie, że czuję jego ból. Nie muszę na niego patrzeć, nie muszę być obok, żeby wiedzieć kiedy go boli. W sumie nie znam go długo, ale mu zaufałam. W sumie on się o mnie tylko potyka, ale zaufał mi. Nie  chcieliśmy od siebie niczego więcej niż przyjaźni. Może ta przyjaźń była nieco rozbujana, ale dla nas była w sam raz. To nic nie znaczyło, to nie była miłość. Ja byłam jego ciszą i pomocną dłonią, on był moim autorytetem i bliską duszą. Teraz kiedy jego serce dla mnie tak obce, a jednak bliskie biło tak szybko, denerwowałam się coraz bardziej. Jego serce jeszcze nigdy tak nie biło, NIGDY.

  Po godzinnym napadzie, opadł na poduszkę i stabilizował oddech, oddech nie serce.
- Twoje serce strasznie szybko bije.
- Zakochałem się- jego usta stworzyły uśmiech, na co ja odpowiedziałam chwilowym milczeniem, a następnie moją złotą myślą:
- Zakochać się nie oznacza, że nasze serce musi wariować, bo wtedy równocześnie może przestać bić.
- Sugerujesz, że mogę umrzeć?
- Ja nie sugeruję, ja się tego obawiam.
- Nie zachowuj się jak głuptasek- po gilgotał mnie swoim nosem robiąc  nam przerwę w patrzeniu w swoje źrenice.
- Przecież wiesz, że chcę umrzeć pierwsza. Obiecałeś mi się nie przeciwstawiać.
- Przecież mówiłaś, że ty już dawno umarłaś?
- Teraz łapiesz mnie za słówka. Moja dusza umarła, a ciało wije się jak wąż i czeka na wyrok.
 Nic już nie powiedział, bo godził się z moją śmiercią, bo on wiedział, że umieram każdej nocy, a potem rodzę na się na nowo. Nie wiem czy on pogodził się z moją śmiercią. W sumie nie miał wyboru, bo było za późno. Teraz tylko ja nie mogłam dać mu odejść, chociaż sport dał. To przeklęte kolano, ta przeklęta operacja za kilka tygodni i ten przeklęty rok rehabilitacji. Jestem trochę samolubna, bo teraz myślałam już tylko o jego sercu, o sercu, które mogłoby być moje. Nie chcę nikomu ukraść serca, ale czasem to silniejsze, bo ja po prostu tęsknie za swoim. Został mi tylko rozum, ale on też zwariował bez serca. Niektórzy narzekają, że woleliby mieć tylko jedno, bo rozum za często sprzecza się z sercem- nie wiedzą co mówią.

 Już trzecia. Nadal nie możemy usnąć. Ból odpuścił, ciekawe na jak długo. Brunetka co jakiś czas chichocze w moich ramionach. Moja przyjaciółka Majka miała dziwne humory, ale była moja! Wykonywała moje prośby, musi mieć do mnie ogromny sentyment, że zgodziła się spędzić ze mną trzy tygodnie do operacjo. 
Potem będę cierpiał tylko...tylko rok. Siatkówka dała mi odejść, bo zdrowie mnie opuściło.

 Pierwszy tydzień minął na szybkim biciu serca. Bardzo szybkim. Na ogromnych bólach i skurczach. Andrzej zaciskał pięści i żeby. Walił ręką w ścianę. Umierał każdego wieczoru. Nie pozwolił żebyśmy się nudzili więc lipcowe ranki i popołudnia spędzaliśmy na różnych wyjazdach poza miasto. Wieczory były tylko nasze i bólowe. Noce były rozmowne i szybkie. Uściski były mocne tak, jak ból. Pierwszy tydzień nie sprawił, że wiedzieliśmy o sobie wszystko, ale sprawił, że dowiedzieć się mogliśmy. Mogliśmy posłuchać naszych serc.

Pierwszy dzień drugiego tygodnia zaczął się tak samo, a jednak inaczej. Pojechaliśmy do moich przyjaciół. Tam spędziliśmy kilka godzin i przedsięwzięliśmy wynajęcie domku parę kilometrów stąd. Ten wieczór zapowiadał się inaczej, bo inaczej go spędziliśmy. Cóż ten wieczór i tydzień miały być najbardziej imprezowe. Ból łapał dopiero w okolicach północy. Więc wtedy na górnym piętrze rozprawiałem się z nim. Siedziało nade mną kilka osób, które nie były mi teraz potrzebne, ona to wiedziała, zawsze wiedziała.
- Chodźcie na dół. Zostawmy go samego. On potrzebuje ciszy i samotności, a nie sześciu lekarzy- zaśmiała się- i wrócili do zabawy na dole.
Teraz coraz częściej o niej myślałem, o jej słowach. Bardziej jej potrzebowałem. Była blisko, była obok. W nocy ściskała moją dłoń, nie dawała mi odejść, a ja musiałem jej pozwolić. Moje sanie już się nie liczyło.
 Ta noc przybliżyła nas do siebie. Nasze dusze łączyły się nieskazitelnie na tyle, że połączyły tez usta. Namiętność pożerała nasze myśli, a ona błądziła ręką po mojej głowie.
Tej nocy jego serce biło niespokojnie. Z taką niespójnością melodyczną już dawno się nie spotkałam. To nie było już tylko nierówne, ale i pochopne. Kolejne uderzenie stawało się coraz bardziej dźwięczne. Odrywając się od jego warg targały mną rożne myśli. Targał mną niepokój czy jego serce to wytrzyma. Tylko przecież w tym wszystkim najważniejsze było jego kolano dla siatkówki. A jednak bałam się o jego serce.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna.
- Ty dla mnie też, przyjacielu- musnęłam jego policzek. Chwila milczenia Liczenie ilości uderzeń serca. Ciche szmery gości na dole. Gadanie przez sen kolegi na przeciwnym łóżku.
- Kocham Cię-kilka sekund zastanowienia, jako przyjaciółkę.
- Ja cię też- szeroki uśmiech w blasku budzącego się już słońca.
Usnęliśmy późno, bardzo późno. Piąta nad ranem w jednoosobowym łóżku, przyciągnięta do jego klatki, to niezbyt komfortowa pozycja, jak dla mnie. Chociaż nie baliśmy się samotności. Nie mogliśmy jej czuć. Byliśmy zbyt blisko. Jego serce było zbyt dalekie mojemu, a jednoczenie przyciągało mnie do siebie. Nasze rozmowy, właściwie tylko te nocne były zbyt mądre i krótkie.

Podobno najlepszymi przyjaciółmi zranionego człowieka są używki... Moimi najlepszymi przyjaciółmi był las i cisza. Moje poszarpane uczucia tylko tu znajdowały chwilę wytchnienia. Coraz częściej zdarzały się dni, w których ja, dwudziestoletnia Majka K. uciekałam od ludzi do lasu, do spokoju. Wiedziałam, że tu nikt nie może mnie już zranić, nikt prócz mnie samej. Ja byłam dla siebie największym wrogiem i największym niebezpieczeństwem, tak jak kłusownik dla młodego niedźwiadka. Tak zaczął się trzeci tydzień, czyli ostatni tydzień do operacji. Uciekałam od Andrzeja, tylko nocami przychodziłam posłuchać jego serca, biło wolno, bardzo wolno... Wolniej niż myślałam.
 Tysiące monologów, tysiące myśli w mojej głowie. Czemu postąpiłam tak, a nie inaczej. Czemu wybrałam taką drogę nie inną... Potykałam się o wystające korzenie, opierałam czołem o suche kory drzew. Zachowywałam się jak opętana, bo może moje serce było opętane. Tyle bólu nagromadziło się we mnie przez ostatnie kilka miesięcy, że kiedy byłam w tym lesie szybkie słowa wydobywały się cichym głosikiem. Wszystkie żale uchodziły ze mnie robiąc kolejne dziury w mojej duszy. Żadnej łzy, ani jednej kropelki łzy. Rozrywający ból psychiczny pragnął fizycznego. Okropny ból, okropna energia do złego. Szał, zaplątane słowa, zaplątane myśli. Pogoń. Nie mogę stać w miejscu, boli bardziej. Zaczynam biec... to bez sensu....To, co jest ważne kiedy idziesz nie przestanie być ważne, kiedy będziesz biegł.
Piątek ostatni wspólny dzień z przyjacielem. On miał 'bilet' na stół operacyjny, ja do Włoch. Pożegnanie. Teraz jego serce biło normalnie... dziwne. Poszłam pożegnać się z lasem... Usiadłam, zamknęłam oczy. Usłyszałam bicie serca... zupełne odwzorowanie ostatnich tygodni... to nie było serce Andrzeja... to moje serce biło szybko, niestabilnie, powoli... aż w końcu zamarło. Głuchy strzał rozległ się w lesie. Głuchy, bo uderzył tylko w jej najważniejszy narząd- serce.



2 komentarze:

  1. Wiesz, że Cie kocham.
    Wiesz, że kocham jak piszesz.
    Wiem, że kochasz siatkówkę.
    Wiem, że kochasz pisać dramaty i smutne zakończenie.
    Nie wiem czy wiesz, ale...
    JAK MI TU NIE NAPISZESZ CZEGOŚ WESOŁEGO TO CIĘ ZABIJĘ, AMEN. < 3

    Ola :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG. Boże, kocham jak piszesz <3 Może następny z Piotrkiem Nowakowskim? :D Zapraszam na 6 rozdział : http://kazda-droga-wymaga-poswiecen.blogspot.com/2013/08/rozdzia-6-porywam-cie.html ;*

    OdpowiedzUsuń